5.lipca
Zgodnie z obietnicą dodałam zdjęcie....
Biję się w pierś - w sumie jak co roku...ale po godzinie 13. do zachodu słońca mam maksymalnie nasłoneczniony balkon, więc z drugiej strony, nawet przy regularnym podlewaniu, trudno uniknąć takiej porażki... a pelargonii nie lubię...
Na pocieszenie są jeszcze bratki;-)
No i co by nie było uwielbiam śniadanka na balkonie z moimi Oseskami :-)
Kiedyś były jeszcze wieczory z mężem, ale to już chyba raczej przeszłość...
Trzeba żyć tym co przed nami - a że już jutro ponad 700 km wyprawa - do Rowów, to pora udać się po ostatnie zakupy, dopakować co potrzeba itd.
Długo na ten wyjazd czekałam - trzymajcie kciuki...
Keep on rockin'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz