środa, 10 lipca 2013

Historia pierwsza...

10.lipca
     Bezwzględnie kocham polskie morze...nie potrzebuję jeździć nie wiadomo gdzie - tu zawszę odnajduję coś wyjątkowego i niepowtarzalnego... Nawet pomimo faktu, że dziś jest pochmurno :-)
Wczoraj powrót z dziećmi "z miasta"ok 23. wieczorem... Niepoprawni rodzice...ale jakie dzieci szczęśliwe :-) Oczywiście przed wyjściem Wiktor spytał przezornie :
- Mamo czy wzięliŚMY jakieś ZŁOTE?   :-)
Jak tu ich nie kochać...
  A w związku z tym, że wzięliśmy "jakieś złote", jeszcze przed 22.00 załapali się na skakanie na dmuchanym...hmmm to właściwie nie był zamek - tylko jakiś gigantyczny kogut... Frajda na maxa..
Pojawił się też nieodzowny element takiej "pysznej zabawy", czyli "Mamo siku!!!", ale daliśmy radę:-)
                                                                                 

       Tak dziś pomyślałam, że wreszcie wrzucę jedną tych historyjek, które kiedyś napisałam i tak jakoś nie mam cięgle odwagi tego zrobić...
Może ktoś się wreszcie do mnie odezwie ;-)
Historyjki powstały kilka lat temu - i jak wspominałam, w zasadzie zna je tylko Lenka i ja...
Mam nadzieję - miłej lektury...:-)

Opowieści Falfiego Lasu

Wstęp


W pewnym lesie, być może tym, w którym zdarzyło Ci się być kiedyś z rodzicami, przy czwartym skrzyżowaniu żółtej i brunatnej drogi, w starym, trzystu letnim dębie, nad piętnastą gałęzią, znajdziesz bez trudu niewielką dziuplę. Wskakując właśnie tam, przeniesiesz się do niesamowitego flafiego lasu…
We flafim lesie mieszają małe stworki – zwane Flafikami. Niemal wszystko w ich leśnej krainie jest niezwykle puszyste – dachy domków, ławeczki, kwiaty, a nawet drzewa.
W jednym z takich domków, dość sporym zresztą, mieszka rodzinka Purpulaków. Najważniejszą osobą jest tu Dziadek Ksawery, który opowiada najwspanialsze historie o duchach, i Babcia Petronelcia, mistrzyni zawodów kuchennych. W każdy poniedziałek, na przykład, wypieka nowe okiennice z piernika do ich domku. Czemu tak często? Ponieważ wesoła gromada jej wnucząt pałaszuje je po obiedzie w każdą niedzielę. Za swoje wypieki zabiera się więc w poniedziałkowy ranek, kiedy pociechy pójdą już do szkoły, gdyż zapach, który wydobywa się wówczas z pieca Purpulaków – jest tak niebiański, że okiennice nie doczekałyby pewnie zawieszenia, ale najzwyczajniej zostały zjedzone jeszcze ciepłe!
Pewnie chcecie poznać resztę tej rodzinki – proszę bardzo…
Babcia Petronelcia i Dziadek Ksawery mają dwie córki: Honoratkę i Różę.
Honoratka i jej mąż Trufelek mają dwóch synków: Misia i Cynamonka, a Róża i Skarabeusz mają trzy córeczki: Jagódkę, Malinkę i Jeżynkę.
Teraz, kiedy znacie już wszystkich możemy rozpocząć naszą pierwszą opowieść….


Historia pierwsza – Misio idzie do szkoły.

Był piękny, pogodny poranek-wrześniowe słońce zaglądało do pokoju Misia, a za oknem żółtawe, puchate liście tańczyły radośnie na wietrze. Misio nie spał już od godziny. Denerwował się bardzo, gdyż dziś po raz pierwszy miał iść do szkoły. Leżał i myślał w swoim pomarańczowym łóżeczku o tym, co może przynieść ten dzień. Wiele się nasłuchał historii od Jagódki i Cynamonka i miał mieszane uczucia odnośnie tego, co go może tam spotkać. Z tych pełnych niepokoju myśli wyrwała go mama, która właśnie weszła do pokoju, aby go obudzić.
- Nie śpisz już kochanie? – spytała, widząc okrągłe jak spodki oczy Misia wpatrzone w okno.
- Nie Mamusiu…Czy naprawdę muszę tam dzisiaj iść? – spytał ze smutkiem w głosie.
- Gdzie skarbie? Do szkoły? Cóż wszystkie dzieci z twojej nowej klasy pójdą tam dziś po raz pierwszy. Chyba będzie Ci przyjemniej wiedząc, że każdy z was jest tej samej sytuacji… - odparła mama łapiąc go żartobliwe za nos.
- Ale ja … Ja chyba …- zaczął Miś niepewnie.
- Czyżby mój mały rycerz troszeczkę się obawiał?- spytała mama udając niedowierzanie.
- Nie.. Tylko widzisz ja nie chcę żeby mnie ktoś wyceniał..
- Wyceniał? – zdziwiła się mamusia.
- Nie pamiętasz jak Jagódka wróciła kiedyś do domu zła i smutna i ciągle powtarzała „To niesprawiedliwe! Zostałam źle wyceniona…”
Mama z trudem powstrzymała się od śmiechu.
- Oceniona mój skarbie.. Chodziło jej o oceny, które dostaje się w szkole za wykonanie pewnych zadań. Widzisz może jej zdaniem akurat w ten dzień została źle oceniona, a może po prostu ona o czymś zapomniała i dlatego dostała gorszą ocenę. Ale zazwyczaj przynosi same piątki.
- Tak? To dlaczego innym razem Cynamonek też wrócił ze szkoły wściekły, bo kolega zabrał mu jego ulubiony długopis, który dostał od dziadka Ksawerego na urodziny? A ty chcesz mnie wysłać w takie miejsce…- zakończył ze smutkiem.
- Kochanie, jak wszędzie - zdarzają się tam dni lepsze i gorsze. Ale przypomnij sobie jak często Jagódka i Cynamonek wracają ze szkoły uśmiechnięci i weseli. Mają tam swoich najlepszych przyjaciół, wspólnie się bawią, grają i oczywiście uczą nowych, fascynujących rzeczy. Poza tym wiem, że będziesz chodził do jednej klasy z Tymiankiem. Pamiętasz jak odwiedziliśmy ich w Mlecznej Dolinie w wakacje i jak świetnie się razem bawiliście? – dodała mama widząc jak twarz Misia się rozwesela.
- Jasne, że pamiętam! Naprawdę będziemy w jednej klasie?!- krzyknął z radością.
- Z całą pewnością. To jak zakładamy te nowe spodenki?
- Chwileczkę – nie „zakładamy”… Zakładam – jestem już duży i do szkoły muszę ubrać się sam…
Honoratka popatrzyła z uśmiechem i wzruszeniem zarazem na swojego małego-dużego chłopca. Dopiero uczył się chodzić…teraz szedł już do szkoły podjąć nowe wyzwanie.
Tego dnia Miś zjadł śniadanko zupełnie sam i nawet wydawało mu się podwójnie smaczne. Kiedy dotarli z mamą i Cynamonkiem przed budynek szkoły, Miś popatrzył na pięknie pomalowane mury i kolorowe okienka i pomyślał, że może jednak troszkę mu się tu spodoba. Kiedy zaś stanął przed swoją salą i dostrzegł wśród dzieci Tymianka – był już tego prawie całkiem pewien.
- Cześć! Pamiętasz mnie? Jestem… - zaczął nieśmiało Miś.
- Tak – oczywiście, że pamiętam. Jesteś Miś. Będziemy razem siedzieć? Słyszałem, że pani, która będzie nas uczyć jest bardzo fajna! – wyrzucił szybko z siebie Tymianek.
- Serio? A jak się nazywa? – spytał Miś
- Nie wiem, ale właśnie idzie, więc pewnie za chwile się dowiemy – odparł Tymianek, gdy pani otwierała drzwi do sali.
Chłopcy usiedli w trzeciej ławce- w rzędzie przy oknie.
- Witam was moi drodzy w waszym pierwszym dniu szkoły!- rozpoczęła pani – Nazywam się Bella… Bella Poczochraniec.
Chłopcy spojrzeli się na siebie z rozbawionymi minami.
- Z pewnością jesteście troszkę zdenerwowani, ale nie musicie się niczego obawiać-jestem pewna, że świetnie się będziemy razem bawić. Dziś pokażę wam sale, w których będziecie mieć zajęcia, a także opowiem, czego będziemy się uczyć na naszych lekcjach. Na języku flafiańskim będziemy oczywiście zgłębiać tajniki naszego języka-przede wszystkim poznacie Flafabet, czyli wszystkie nasze literki, z których będziemy lepić potem słowa, ale również nauczę was wielu fantastycznych wierszyków… Co powiecie na wiersze miłosne?- zakończyła pani z tajemniczym uśmiechem.
Cała klasa zachichotała. Potem pani wyjaśniała im jak zachować się w różnych miejscach w szkole, podała im plan lekcji na kolejne dni, a także przedstawiła im ich klasową maskotkę – malutkiego chomika. W domu mieli za zadanie wymyślić dla niego imię, a następnego dnia, głosowaniem wybrać najzabawniejsze z nich. Chomikiem – całkiem już na poważnie – każdego dnia miał opiekować się w klasie ktoś inny, a co tydzień z pomocą pani, dyżurni mieli zmieniać jego wiórkowe posłanko.
W drodze do domu Miś nie przestawał mówić. Z wielkimi emocjami opowiadał mamie, co się tego dnia wydarzyło.
- Mamusiu – a w ogóle wiesz jak się nasza pani nazywa?! Wiesz?-To ci powiem- Bella Poczochraniec! Śmiesznie co? A wiesz, że siedzę z Tymiankiem w jednej ławce? Trzeciej…przy oknie i z tego okna widać caaałe nasze boisko…a wiesz, że na tym boisku…
I tak caluteńką drogę do domu. Honoratka nawet nie miała kiedy zadawać pytań.
- Kochanie jesteśmy na miejscu…Czyli mam rozumieć, że ten pierwszy dzień w szkole nie był taki straszny jak Ci się rano wydawało?
- Mamuniu, straszny? Było czadowo!!
- Przepraszam, jak?? – spytała mamusia zdziwiona.
- No czadowo, znaczy super, Tymianek tak mówi-fajnie co? A wiesz, bo ta pani Poczochraniec to miała właśnie taki czadowy długopis z Superbojem na skuwce..-mówił z prędkością karabinu maszynowego Miś.
- Strasznie się cieszę kochanie, że tak miło ci minął ten pierwszy dzień w szkole, a teraz bardzo chciałabym, żebyś zdjął swoją czaderską kurteczkę i poszedł umyć rączki, bo za chwilę babcia Petronelcia poda obiad…a dziś…na obiadek..
- Flafiaste naleśniki!!! Hura!!! – krzyknął Miś i pobiegł umyć ręce, bo przecież zawsze przed jedzeniem trzeba myć rączki. Tym bardziej, że Flafiaste naleśniki były ulubioną potrawą Misia. Nikt ich nie robił tak puszystych jak Babcia Petronelcia, a do tego polewała je najbardziej aromatycznym ze wszystkich - syropem żurawinowym.
Tego dnia obiadek smakował Misiowi jeszcze bardziej niż zwykle. Jak myślicie, dlaczego??


2 komentarze:

  1. Witamy,
    oficjalnie chcielibyśmy zaprosić Twój blog do konkursu dla blogujących mam!
    Do wygrania konik na biegunach, więcej: http://beticco-baby.blogspot.com/2013/07/konkurs.html
    Zapraszamy do wspólnej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcesz pobawić się w łąńcuszek? Zapraszam serdecznie po odbiór wyróżnienia z naszego bloga :)
    http://projektczlowiek.blogspot.com/2013/07/blogowy-ancuszek.html

    OdpowiedzUsuń